Kurki rosną, a kogut robi się coraz ładniejszy. Bladoróżowy, zwisający na bakier grzebień zrobił się czerwony i stoi prawie prosto. Ale imię Bakier zostało. Od kilku dni otwieramy wolierę i wypuszczamy kury na wolny wybieg. Wybiegają ochoczo, uwielbiają buszować w wierzbowej dżungli obok kurnika.
Musieliśmy usprawnić kilka rzeczy. Okazało się, że nasze Nowofundlandy, z natury ospałe i powolne, na widok kur dostają szału. Pierwsze spotkanie skończyło się podartą siatką i kurą w pyskach. Najpierw Marley ją chwycił. Puścił ją po naszych wrzaskach, ale wówczas Robbie wykorzystał moment i biedna kura ponownie wylądowała w kolejnym pysku. Kura przeżyła, przez kilka dni kulała, ale jest już dobrze. Po tym incydencie musieliśmy ogrodzić wolierę deskami.
Mój ulubiony widok. Na pierwszym planie plantacja pigwowca, dalej topole a za topolami kurnik i kurki na wolnym wybiegu.
Fotel wiklinowy i krzesełko … to tu siadamy i wpatrujemy się w nasze kury …
Dobranoc … teraz chodzimy spać z kurami 🙂